Łatwiej ulegać złu niż troszczyć się o dobro. Czasem, gdy dzieje się nam krzywda, wracamy pamięcią do lat dzieciństwa, kiedy więcej z nas emanowało dobra niż zła. Byliśmy bliżej Boga, bo mniej mieliśmy grzechów.
Szereg lat temu przed Kongresem Amerykańskim przesłuchiwano kandydata na prezesa Sądu Najwyższego. Funkcja ta wymaga osoby o nieskazitelnych cechach, wszak wydać sprawiedliwy wyrok nie jest łatwo. Jednym z kandydatów na to stanowisko był Murzyn. W swoim wystąpieniu nawiązał do testamentalnych słów swego dziadka, które stały się drogowskazem na całe jego późniejsze życie. Dziadek pamiętał jeszcze czasy niewolnictwa. Swemu wnukowi powiedział: „Trzymaj się ludzi dobrych, bo dobrzy ludzie zmieniają świat”. Ów Murzyn żył według ewangelicznych wskazań swego dziadka, które zaprowadziły go do godności najwyższego urzędnika w amerykańskim wymiarze sprawiedliwości.
Pismo Święte mówi: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). Tylko dobrzy ludzie mogą spojrzeć każdemu w twarz, są pozbawieni lęków i stresów, nie potrzebują się nikogo bać, bo swoich wyznawców strzeże sam Chrystus.
Reklama
Co to znaczy być dobrym? Odpowiedź jest prosta, choć tak trudna w realizacji: trzeba przestrzegać Przykazania Miłości Jezusa Chrystusa. Tylko tacy określają się szczęśliwymi już tu na ziemi, nie bojąc się żadnych ziemskich rządów, przemian, konkurencji. Przeważnie bywa tak, że najbogatsi materialnie są najuboższymi duchowo, smutnymi, nieszczęśliwymi, troszczącymi się nieustannie o swego bożka - mamonę.
Świat wstrząsany jest różnymi aferami gospodarczymi, korupcjami, które rozdzielają ludzi materialnie. Wciskające się wszędzie reklamy nadprodukcji dóbr sprzyjają nienawiści międzyludzkiej wskutek zazdrości i niemożności nabycia artykułów z powodu braku pieniędzy. Powstaje coraz większa przepaść między bogatymi a biednymi. Człowiek naszego wieku zdaje się zapominać, że nasze ziemskie pielgrzymowanie jest doczesne. W Nowym Testamencie znajdujemy prorocze ostrzeżenie, aktualne zawsze: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie sól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani sól, ani rdza nie niszczą, i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” Mt 6, 19-21).
Każdy z nas ma tyle sił, możliwości i środków, że może stale czynić dobro wokół siebie. Wcale nie trzeba zaciągać kredytu bankowego, aby odwiedzić sparaliżowanego sąsiada, uczynić zakupy chorej przyjaciółce, ustąpić miejsca starszej osobie w tramwaju, zainteresować się losem samotnie wychowującej dzieci, pójść do więzienia, aby pocieszyć skazanego, o którym już dawno zapomniała rodzina...
Świat jest złakniony dobra bardziej teraz niż kiedykolwiek dotąd, bo ludzie wyobcowali się przez tryumf rzeczy.
Reklama
Szczególnie dotyczy to chorych, którzy chcą być wysłuchani, potraktowani jak podmioty (jak to często bywa w gabinetach lekarskich). Są wręcz spragnieni takiej miłości, o której od wieków uczy nas nasz Zbawiciel. Altruistycznej miłości potrzebują wszyscy począwszy od dziecka, a skończywszy na starcu. Bez miłości ofiarnej nie da się żyć, tak jak kwiat musi zwiędnąć, gdy zabraknie mu wody.
Samotność powstaje wtedy, gdy człowiek izoluje się do innych rzeczami, kiedy zamyka drzwi przed bliźnim, kiedy nie rozmawia z domownikami (a notorycznie swoją wewnętrzną pustkę próbuje zagłuszyć stale włączonym radiem czy telewizorem). Ludzie stają się smutni, gdy opętało ich zło niszczenia, panowania nad innymi, wyżycia się.
Odchodząc od nauki Jezusa Chrystusa współcześnie żyjący stają się coraz bardziej zagubieni i łatwym żerem dla różnych sekt, które pod pozorem „czynienia raju na ziemi” przyciągają przede wszystkim młodzież. Nikt nie jest w stanie zwolnić człowieka z odpowiedzialności za swoje czyny i postępowanie, jak to sugerują rozmaite azjatyckie sekty opanowujące Europę.
Bóg umacnia każdego, kto Mu zaufa. Tej wiary nam nierzadko brakuje, by iść godnie na spotkanie z Tym, który jest Celem naszego wspinania się do wieczności.
- A czy on był dobry? - pytają uczestnicy kolejnego pogrzebu w mojej dzielnicy miasta. Nie pytają, czy był bogaty, bo żegnający zmarłego mają świadomość, że przed Stwórcą liczą się tylko dobre uczynki dokonane w życiu. Wszystko inne staje się obumarłym, szeleszczącym, pożółkłym liściem. Nie dajmy się zwyciężyć złu, nawet gdyby nas to kosztowało fizyczne życie.
Czy zastanawiali się Państwo, co takiego jest w ludzkiej naturze, że człowiek sam sobie dostarcza zło w tym, co kryje się pod pojęciem szeroko pojmowanego pokarmu? Nie tylko tego, który zaspokaja fizyczny głód, ale też wszelkich treści, którymi jesteśmy karmieni.
Kilka miesięcy temu zauważyłem w rozmowie, że „jesteś tym, co jesz”, ale nie w kontekście diety kulinarnej i jej wpływu na zdrowie, tylko w szerszym ujęciu. Zauważyłem, że to, co oglądamy, czytamy, cała nasza sfera życia de facto dostarcza nam pokarmu. W tym kontekście aż szokujący jest fakt, że najpopularniejsze w serwisach streamingowych są seriale, w których krew leje się obficie, najlepiej pod dyktando krwiożerczych zombie i wampirów. Jeśli chodzi o gry i rozlew krwi, brylują te, w których dzieje się podobnie. Nie będę tu przywoływać najbardziej jaskrawych przykładów, ale dzieci karmione wszelkimi strzelankami z superbohaterami, fikcją komputera czy stacji gamingowej przekładają to na język codzienności. Konflikty z rówieśnikami rozwiązują pięścią, ktoś poszedł do szkoły z pistoletem taty, by wyrównać porachunki, a ktoś inny wyskoczył z wysokiego piętra, bo przecież superbohater potrafi latać. A on wszak takim jest! To też efekt konkretnego pokarmu, który trafił do odbiorcy. Wszystko to należy również przemnożyć przez możliwości wirtualnej rzeczywistości i inkarnacji wspomnianych treści w wersjach na wszelkie multimedialne gogle, w których z obserwatorów konsumenci stają się współuczestnikami. Tu granice między fikcją a rzeczywistością totalnie się zacierają. Niegdysiejsze proroctwa, że w technologii VR, tak cennej w edukacji czy licznych dziedzinach biznesu, i tak zakrólują horrory, ociekające krwią wspomniane strzelanki i... pornografia, się dopełniły. Co gorsza, pokarmem w tym szerokim ujęciu jest też wszytko to, co dociera do nas pod szyldem informacji. Już nawet nie mówię o zatrważającej popularności clickbaitowych internetowych śmieci z krzykliwymi tytułami ze znakiem zapytania na końcu. Ot, w stylu: „Czy w sobotę czeka nas koniec świata?”. Mam na myśli zalewające nas newsy ze śmiercią, z wojną i przemocą jako tematem przewodnim. Tak, jeśli o to chodzi, to również żyjemy w czasach kultury śmierci, która nakazuje, aby na pierwszych stronach gazet i w wiodących informacjach newsowych w radiu i telewizji (o internecie już nie wspominam) brylowała śmierć. Wiem, takie mamy czasy, newsy to lustro rzeczywistości. Jakieś 30 lat temu ówczesny szef nieistniejącego już Jazz Radia – Mariusz Adamiak zdecydował, że w jego rozgłośni będą tylko dobre wiadomości. Ktoś wynalazł skuteczny lek, ktoś inny ustrzegł sąsiadów przed wybuchem gazu. I tym podobne. I co? Nie przyjęło się. Co więc się z nami dzieje, że skoro szukamy bezpieczeństwa i spokoju, tak garniemy się do tego, co jest emanacją zła? Pogląd wśród twórców, że zło jest atrakcyjniejsze do pokazania i znacznie łatwiejsze od ukazania dobra, idzie w parze z oczekiwaniami odbiorców. Na okładki trafiają więc tylko te przykłady, które gwarantują więcej sprzedanych egzemplarzy gazety czy kliknięć w sieci. Mają nas zaintrygować bądź wywołać w nas współczucie. Oczywiście, nie brak też tych, które zmuszają do zajęcia stanowiska (choćby gdzieś głęboko w duszy): po której stronie konfliktu jesteś? Co gorsza, nawet to, co dla jednych jest świętem, radością, dla innych może być powodem do wylania pomyj. O czym mówię? Otóż z szokiem otworzyłem cyfrowe wydanie The Telegraph (to medium połączone z papierowymi wydaniami The Daily Telegraph i The Sunday Telegraph), które należy do grona dziesięciu najpopularniejszych cyfrowych wydań brytyjskich. Gdy my pękaliśmy z dumy, że Iga Świątek wygrała Wimbledon, że świat kilka chwil piał z zachwytu nad stylem jej tryumfu, The Telegraph piórem Bena Rumsby’ego wiele miejsca poświęcił temu, iż Wimbledon przechodzi do historii jako ten, w którego finałach grają zawodnicy, którzy jeszcze niedawno mieli zakaz gry ze względu na wykrycie niedozwolonych substancji w organizmie. Oczywiście, był to przytyk do naszej zawodniczki i Jannika Sinnera. Przypomnę – Polka dostała minimalną karę, co wynikało z faktu, że skład faktyczny jej leku był inny od podanego na opakowaniu. Nie uciekała w kłamstwo czy manipulacje, powiedziała o tym tak, jak było. Doceniono to. Wygrała prawda. Ale co z tego, skoro w chwili jej być może największego tryumfu (choć ona sama zdradza, że zamieniłaby każdy z sześciu tytułów wielkoszlemowych na złoto olimpijskie) znowu do głosu dochodzi to, co określam jako ciemną stronę mediów. Wygrywa anegdotyczne powiedzenie, że jeśli pies pogryzie człowieka, to nie jest news, ale gdy człowiek ugryzie psa, to jest sensacja godna czołówek gazet. Czy zatem tracimy naturalny dar cieszenia się z rzeczy dobrych? Czy zło tryumfuje i tutaj? I wreszcie – na ile jesteśmy świadomi, że to również wpisuje się w to, co określam mianem: tym się karmimy? Trzeba filtrować wszystko, aby odciąć się od tego, co negatywne. Wiem, to trudne, ale szukajmy tego, co dobre. Nie karmmy się złem.
W związku z publicznym przyznaniem się 16 listopada do udzielenia przez emerytowanego arcybiskupa Lusaki, Telesphore’a Mpundu sakry biskupiej bez zgody Ojca Świętego ks. Anthony D. Wardowi prefekt Dykasterii do spraw Nauki Wiary, kard. Víctor Manuel Fernández oficjalnie poinformował o zaciągnięciu przez obydwu kary ekskomuniki mocą samego czynu.
Ks. Anthony D. Ward, założyciel tradycjonalistycznej wspólnoty Servants of the Holy Family (Sług Świętej Rodziny), ujawnił publicznie, że w 2024 r. został potajemnie wyświęcony na biskupa bez mandatu papieskiego, co jest czynnością niezgodną z prawem i skutkuje automatyczną ekskomuniką ze strony Stolicy Apostolskiej.
„Nie myśleliśmy, że zapełnimy wszystkie 4 tys. miejsc w Arenie. Teraz, gdy jest już blisko przyjazdu Papieża, żałujemy, że nie dysponujemy większą przestrzenią! Ojciec Święty i tak zastanie tysiące ludzi, którzy zgromadzą się wokół niego i będą śpiewać o pokój na świecie” - tymi słowami ks Vartan Kirakos Kazanjian, administrator eparchialny arcybiskupstwa ormiańskiego w Stambule, przedstawia mediom watykańskim niektóre szczegóły organizacyjne pierwszej podróży apostolskiej Papieża Leona XIV do Turcji.
Zaplanowana jest ona na 27-30 listopada, a uroczysta Msza św. odbędzie się w sobotę 29 listopada w Volkswagen Arenie w Stambule. Wezmą w niej udział tysiące wiernych, zwłaszcza młodych.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.