Reklama

Męska wyprawa

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Siedmioletni Jezusek siedział na wysokim, masywnym stole ciesielskim i machając nóżkami, przyglądał się pracy swego ziemskiego taty – Józefa. Czasami odrywał swój błękitny wzrok od ojcowskich rąk i spoglądał z rozmarzeniem w dal... Wyobrażał sobie, że jest już dorosły i ma własny warsztat ciesielski. Bo musicie wiedzieć, że Jezusek postanowił przyuczać się do tego zawodu od dzieciństwa. I robił to konsekwentnie każdego dnia, spędzając w warsztacie Józefa całe godziny i przyglądając się uważnie każdej jego czynności.

Chłopczyk marzył o tym, by w swym przyszłym warsztacie poświęcić się produkcji drewnianych zabawek, w tym np. osiołków na biegunach. Tak, osiołków. Uważał bowiem, że długie uszy drewnianych osłów świetnie sprawdzałyby się jako uchwyty do trzymania dla bujających się dzieci. Zwłaszcza gdyby wycięło się w nich odpowiednie otwory. Uszy koników były do tego zdecydowanie za krótkie i za małe. A poza tym Jezusek bardzo lubił osły. – Ty też uczyłeś się ciesielstwa od swojego tatusia? – zapytał któregoś dnia Józefa, a on pokręcił przecząco głową. – Nauczyłem się wszystkiego od pewnego starego cieśli z Libanu – odparł, wbijając gwóźdź w drewnianą konstrukcję. – Zresztą w Libanie właśnie... W Libanie? – zdziwił się chłopiec. – Myślałem, że w Nazarecie, gdy byłeś mały. – Kiedy byłem mały, mieszkałem w Betlejem. Tam się urodziłem i tam mieszkali moi rodzice – Józef chwycił kolejny gwóźdź. – Urodziłeś się w Betlejem? – radośnie zawołał Jezusek. – To tak jak ja! – Dokładnie tak jak Ty! – roześmiał się Józef. – Tylko że ja go w ogóle nie pamiętam – radość Jezuska nagle zgasła. – Opowiesz mi coś o nim? Józef już nabierał w płuca powietrza, by powiedzieć synkowi, że opowie mu wszystko, co tylko będzie chciał, gdy nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł. – Nie opowiem – powiedział tajemniczo. – Po prostu cię do niego zabiorę. Pojedziemy do Betlejem we dwóch, zrobimy sobie taką prawdziwą, męską wyprawę!

Kilka dni później wyruszyli w drogę. I to nie tyle we dwóch, ile właściwie we trzech, bo zabrali też ze sobą osła. Jezusek był zbyt mały, by pokonać odległość między Nazaretem a Betlejem na własnych nogach, zwłaszcza że droga wiodła przez góry. Osiołek niósł go więc na swoim grzbiecie, a Józef opowiadał w drodze chłopcu o tym, jak to tuż przed jego narodzinami ogłoszono spis ludności w całym państwie. I jak każdy musiał wziąć w nim udział. Nie można było tego jednak zrobić w jakimkolwiek mieście, lecz wyłącznie w tym, w którym przyszło się na świat. Józef z Maryją mieszkali wówczas w Nazarecie, ale ponieważ Józef urodził się w Betlejem, musiał jechać aż tam ze swoją małżonką, by spełnić swój obowiązek wobec władz. Betlejem było zwyczajnym, niezbyt bogatym i niezbyt ładnym miasteczkiem, oddalonym od Jerozolimy o kilka kilometrów. Jego mieszkańcy szczycili się jednak tym, że urodził się w nim legendarny król Izraela o imieniu Dawid. I że jako młodzieniec, również w Betlejem, został namaszczony na króla przez proroka Samuela. Józef opowiadał Jezuskowi, że u bram Betlejem Maryja poczuła bóle porodowe i że zaraz po tym, jak urzędnik zapisał ich imiona na specjalnych pergaminowych arkuszach służących do dokonywania spisu, rozpaczliwie zaczęli szukać wolnego miejsca w którejś z betlejemskich gospód, by Maryja mogła tam urodzić. A także o tym, że go nie znaleźli. Gdy nasi podróżnicy wjechali do Jerozolimy, Józef poinformował Jezuska, że nieopodal miasta, w małej miejscowości o nazwie Ain Karem mieszkają ich krewni, u których przenocują, nim ruszą do Betlejem. Owymi krewnymi okazali się ciocia Elżbieta, przemiła kobieta w sile wieku, oraz rówieśnik Jezuska i zarazem jego kuzyn – Jan. Tatuś Jana i mąż Elżbiety o imieniu Zachariasz nie żył już od kilku lat. Ciocia Elżbieta kategorycznie zażądała, by jej galilejscy goście zostali w jej domu na kilka dni, a nie tylko na jedną noc i by zostawiwszy bagaże podróżne pod jej opieką, zwiedzali spokojnie Betlejem.

Na przedmieściach Betlejem Józef pokazał Jezuskowi duży dom. Mieściła sę w nim komora celna i w związku z tym wokół budynku kręciło się wielu ludzi, ale przed laty dom ten należał do ojca Józefa i dziadka Jezuska - Jakuba. - Mieszkaliśmy tu w ośmioro - powiedziaB Józef. - Moi rodzice, moich pięciu braci i ja. Byłem trzecim z synów twojego dziadka - dodał i podprowadził synka do jednej ze ścian budynku. - Ta ściana jest bardzo, bardzo stara - rzekł, dotykając jej. - Była niegdyś jedną ze ścian domu rodziny króla Dawida, o którym opowiadałem ci w drodze. To tutaj Dawid się urodził, tutaj rósł i tutaj został namaszczony na władcę Izraela. Dom mojej rodziny wzniesiono w miejscu domu Dawida i dlatego zachowano fragmenty jego murów. Bo musisz wiedzić, synku, że król Dawid był naszym przodkiem. Jezusek spojrzał na niego podekscytowany. - Takim dalekim prapradziadkiem? - zapytał. - Tak, właśnie tak - odpowiedział Józef. - Wokół naszego domu rozciągał się duży ogród, a w jego sercu biBo zródło. Rodzice chcieli nas nauczyć pracy i odpowiedzialności, wiąc wydzielili każdemu z nas po kawałeczku ogrodu do samodzielnego uprawiania. W moim ogródku początkowo rosły drzewka owocowe, krzewy i zioła. Ale pomyślałem sobie, że zamienię go w mały gaik, najlepiej pomarańczowy, bo nocami takie gaje przepięknie pachną. Niestety, ilekroć zasadziBem sadzonki pomaraDczy, moi bracia wpadali do mojego ogródka i wszystko tratowali. Nigdy nie udało mi się spełnić marzenia o gaiku. Jedyne, co udawało mi się uprawiać przy ich atakach, to zioła, więc zamiast gaiku pomarańczowego miałem herbarium - opowiadał. Jezusek, słysząc o zachowaniu braci swego ziemskiego ojca, bardzo posmutniał. - Dlaczego tratowali twój ogródek? - zapytał. - Nie wiem, nie znosili mnie z jakiegoś powodu. Moi rodzice często powtarzali, że jestem najmądrzejszym z ich synów i koniecznie chcieli mnie posłać do szkół, abym w przyszłości został urzędnikiem i miał ważne stanowisko. Być może moi bracia byli o to zazdrośni? Może czuli się przez to gorsi? - głośno zastanawiał się Józef. - Ja nie chciałem być urzędnikiem. W ogóle nie interesowały mnie tego rodzaju zaszczyty. Pragnąłem prowadzić ciche i spokojne życie. Utrzymywać się dzięki pracy swoich rąk, a wolny czas spędzać na modlitwie. Wiesz, synku, ja nawet nie chciałem się żenić. Czasami modliłem się w swoim ogródku, ale ponieważ moi bracia i w tym mi przeszkadzali, musiałem znalezć sobie inne miejsce do rozmów z Bogiem. I znalazłem. Na rozległym pastwisku, gdzie pasterze paśli trzody, blisko pewnej groty skalnej, która służyła te| jako stajnia dla zwierząt. Modliłem się i czasem zastanawiaBem się, czy przypadkiem w tym miejscu, przed laty, nie pasał owiec młody Dawid. Bo nim Dawid został królem, pasał owce, wiesz? I kiedy nad nimi czuwał, układał pieśni dla Boga. I śpiewał je, przygrywając sobie na prostych instrumentach. Słysząc te słowa, Jezusek zaproponował, by obaj udali się w to miejsce. A gdy wędrowali uliczkami Betlejem, Józef opowiedział chłopcu, że kiedy był już młodzieńcem, musiał opuścić miasteczko z powodu nienawiści, jaka rosła przeciw niemu w jego braciach. Uciekł z Betlejem którejś nocy, przebrany za wędrowca. Uciekał na północ, aż któregoś dnia przekroczył granice Libanu. W Libanie rosną wspaniałe drzewa cedrowe - kontynuował. - Pewnego dnia poznałem pewnego cieślę, który potrafił robić z cedrów niesamowite rzeczy. Zapytał, czy nie chciałbym zostać jego pomocnikiem. Był już stary, słaby i potrzebował wsparcia. Zgodziłem się i w ten sposób sam zostałem cieslą. Pewnego dnia dowiedziałem się, że do Libanu przybyli moi bracia i mnie szukają. Bardzo się przestraszyłem. Myślałem, że chcą mnie zabić. Okazało się jednak, że przysłał ich mój ojciec, który ogromnie martwił się moim zniknięciem. Prosił, bym wrócił do domu, a bracia obiecali, że nie będą mnie już więcej dręczyć. I wróciłem. A niedługo pózniej poznałem twoją mamę! - uśmiechnął się szeroko Józef. Jezusek w tym samym momencie zobaczył przed sobą rozległe pastwisko, a gdzieś w jego głębi skalną grotę. Józef chwycił go za rękę i poprowadził w jej kierunku. Kiedy wszystkie gospody w Betlejem zamknęły przed nami swoje drzwi – wrócił wspomnieniami do dnia narodzin Jezusa – przypomniałem sobie o tej grocie, nieopodal której modliłem się często jako chłopiec. I właśnie w niej przyszedłeś na świat, synku – oznajmił, a jego głos odbił się echem o skalne wnętrze. – Spójrz, nadal stoi tu nawet kamienny żłób, który wypełniłem świeżym siankiem, by posłużył ci za łóżeczko. Jezusek zauważył, że żłób jest zupełnie pusty. Wskoczył więc zwinnie do środka i chwilę później, śmiejąc się radośnie, próbował się w nim bezskutecznie ułożyć. Był już na to zdecydowanie zbyt duży. – Jeszcze tej samej nocy, której się narodziłeś, bo przyszedłeś na świat w środku nocy, kochany synku, przyszło cię zobaczyć wielu pasterzy. A niedługo później przybyli do ciebie niezwykli goście z Persji, mędrcy, zwani też magami. Przywieźli ci trzy prezenty: złoto, kadzidło i mirrę. – Złoto? – zdziwił się Jezusek. – I gdzie ono teraz jest? – chciał wiedzieć. Józef uśmiechnął się. – Już go od dawna nie ma, synku. Zaraz po tym, jak mędrcy pożegnali się z nami, musieliśmy uciekać do Egiptu. Król Herod bowiem wydał rozkaz zabicia wszystkich chłopców, którzy nie ukończyli 2 lat. Dowiedział się od mędrców, że w Betlejem narodził się król żydowski, czyli właśnie ty. Bał się, że będziesz chciał go zabić, by zdobyć jego koronę, więc postanowił, że to on zabije ciebie. A ponieważ nie wiedział, który z chłopców to ty, kazał zabić wszystkich. Twój kuzyn Jan miał wówczas 6 miesięcy. Wuj Zachariasz, chcąc uratować go przed śmiercią, ukrył go. A ponieważ nie chciał zdradzić żołnierzom Heroda gdzie, zabili go. To bardzo smutna historia. My z mamą, by cię ochronić przed Herodem, musieliśmy uciekać aż do Egiptu. Złoto od mędrców bardzo nam się wtedy przydało. Jezusek słuchał ojca zamyślony, stojąc w kamiennym żłobie. – Tato, a opowiesz mi, jak wygląda Egipt? Bo właściwie to go wcale nie pamiętam – zapytał. – Opowiem ci jeszcze całe mnóstwo rzeczy, synku – uśmiechnął się Józef. – Ale na dziś już wystarczy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2017-12-20 11:40

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Piotr Kanizjusz - wielki teolog XVI wieku

[ TEMATY ]

święty

wikipedia.org

Dziś chciałbym opowiedzieć wam o św. Piotrze Kanisie, czyli Kanizjuszu, jak brzmi zlatynizowana forma jego nazwiska - bardzo ważnej postaci XVI wieku w Kościele katolickim. Urodził się 8 maja 1521 w holenderskim Nijmegen.

Jego ojciec był burmistrzem tego miasta. Gdy studiował na Uniwersytecie w Kolonii, odwiedzał mnichów klasztoru kartuzów św. Barbary - prężnego ośrodka życia katolickiego i innych pobożnych ludzi, praktykujących duchowość, zwaną devotio moderna. 8 maja 1543 wstąpił do Towarzystwa Jezusowego w Moguncji ( Nadrenia-Palatynat), po odbyciu rekolekcji pod kierunkiem bł. Piotra Favre´a (Fabera) - jednego z pierwszych towarzyszy św. Ignacego Loyoli. Wyświęcony na kapłana w czerwcu 1546 w Kolonii już w następnym roku jako teolog biskupa Augsburga, kard. Ottona Truchsessa von Waldburg, przybył na Sobór Trydencki, gdzie współpracował z dwoma swymi współbraćmi zakonnymi - Diego Laínezem i Alfonso Salmeronem.
CZYTAJ DALEJ

Bp Varden: to budujące mieć takiego Papieża

2025-12-20 18:05

[ TEMATY ]

papież

Vatican Media

Obecność Boga jest czymś oczywistym, mówi o tym cała Biblia. To my jesteśmy nieobecni! Brat Wawrzyniec uczy nas, jak powrócić z naszego oddalenia, szukać zjednoczenia z Bogiem i zwracać uwagę na Tego, który jest w nas i wokół nas – mówi bp Erik Varden na temat polecanej przez Leona XIV książki „O praktykowaniu Bożej obecności”. To budujące, że mamy Papieża, który na pierwszym miejscu stawia poszukiwanie Boga i zachęca nas, byśmy czynili to samo – dodaje bp Varden, w przeszłości opat trapistów.

O książce brata Wawrzyńca, XVII-wiecznego francuskiego karmelity, Leon XIV mówił podczas spotkania z dziennikarzami na pokładzie samolotu w drodze powrotnej z Libanu do Rzymu. Jeśli chcecie zrozumieć, kim jestem, przeczytajcie tę książkę – mówił Ojciec Święty. Wczoraj natomiast ukazała się w watykańskim wydawnictwie LEV nowa edycja książki Brata Wawrzyńca, do której Leon XIV osobiście napisał wprowadzenie.
CZYTAJ DALEJ

Nowy statut odnośnie prawa pracy w Watykanie

2025-12-21 11:04

[ TEMATY ]

Watykan

Stolica Apostolska

Leon XIV

Vatican Media

Na mocy reskryptu papież Leon XIV zatwierdził nowy statut Urzędu Pracy Stolicy Apostolskiej (ULSA), który wzmacnia prawną ochronę pracowników Stolicy Apostolskiej. Wśród zmian jest bardziej synodalny system pracy tej instytucji oraz nowe regulacje w kwestii rozwiązywania sporów. To wyraz troski Ojca Świętego o świat pracy oraz o stosowanie nauki społecznej Kościoła wewnątrz Stolicy Apostolskiej.

Szersza Rada, w której po raz pierwszy znalazła się także reprezentacja Sekretariatu Stanu, Wikariatu Rzymu, Funduszu Opieki Zdrowotnej (FAS) oraz Funduszu Emerytalnego oraz bardziej „synodalne” zaangażowanie różnych reprezentowanych instytucji - to niektóre z istotnych nowości wprowadzonych w nowym Statucie ULSA - organu powołanego do promowania i umacniania wspólnoty pracy Stolicy Apostolskiej - zatwierdzonym przez papieża Leona XIV.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję