Reklama

Wiara

Ludzkie historie

Opowiadaczka życia

Wierzę, że Pan Bóg nie powołuje uzdolnionych, ale uzdalnia powołanych. To moje życiowe motto – mówi pisarka Maria Paszyńska w rozmowie z Karoliną Mysłek.

Niedziela Ogólnopolska 24/2025, str. 68-70

[ TEMATY ]

świadectwo

Maria Paszyńska

Bartosz Pussak

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pisarka, felietonistka, historyczka, orientalistka, miłośniczka Warszawy, youtuberka. Można by jeszcze długo wymieniać. Ale które z tych określeń zawodowych jest Pani najbliższe?

Zebrałabym je w jedno słowo. Wydaje mi się, że w tym wszystkim najważniejsza jest dla mnie opowieść, więc wybrałabym określenie „opowiadaczka”. Bo czy opowiadam komuś o Warszawie, czy o jedzeniu i o historii jedzenia, czy piszę felieton z życiem codziennym w tle, czy opowiadam historię w powieściach, w scenariuszach filmowych, to za każdym razem najważniejsza jest opowieść.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kiedyś marzyłam o tym, żeby być artystą totalnym – poświęcić wszystko dla twórczości. W dorosłym życiu zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę jest zupełnie odwrotnie – wszystko, całe moje życie twórcze poświęciłabym dla moich ulubionych ludzi na świecie. Prywatnie więc zdefiniowałabym siebie jako „najlepszy przyjaciel mojego męża”. Bo najważniejsze są dla mnie moje małżeństwo i moje dzieciaki. Choć bardzo lubię pracować, to tym, bez czego nic nie ma, jest moja rodzina.

Idźmy dalej z wyliczanką: człowiek wielu talentów i pasji z nieposkromionym apetytem na życie... Wydaje się, że pokonywanie siebie, podejmowanie nowych wyzwań, zdobywanie nowych przestrzeni to Pani codzienność. A do tego chyba jest Pani optymistką...

Reklama

Optymistką zdecydowanie nie jestem. Jestem raczej typem melancholijnym, który często się boi i stresuje. Bardzo głęboko jednak wierzę w to, że Pan Bóg nie powołuje uzdolnionych, ale uzdalnia powołanych. To moje życiowe motto. W związku z tym jestem przekonana, że jeżeli coś jest dobre, to po prostu to robię, powtarzając: Ty, Boże, w tym pomóż. Bardzo bliskie są mi słowa papieża Franciszka, które wypowiedział na początku swojego pontyfikatu. Brzmiały one mniej więcej tak: Miejcie śmiałość, by śnić. Śniącym wielkie sny sprzyja Bóg. Mam też wrażenie, że nasze sny i marzenia nie biorą się znikąd. Po każdej powieści, w której dotykam bardzo trudnego tematu, obiecuję sobie, że kolejny raz tego nie zrobię, że od tej pory będę pisała tylko otulające powieści. Mam jednak wrażenie, że jestem w pewnym sensie tubą, której zadaniem jest opowiedzieć tę konkretną historię, jakkolwiek by była ciężka. Wiem też, że nie zrobiłabym tego wszystkiego, co robię, gdybym nie miała obok siebie mojego męża. On jest jak zapasowa bateria, powietrze podtrzymujące skrzydła, żeby móc latać.

Może więc optymistką nie jestem, ale na pewno jestem człowiekiem pracy, stuprocentowym pozytywistą. Bardzo wierzę w to, że uczciwą, organiczną pracą, dłubaniną, konsekwencją można góry przenosić.

I z tej tytanicznej pracy w ciągu 10 lat spod Pani pióra (dosłownie, bo te olbrzymie tomy pisze Pani ręcznie!) wyszło już 30 książek. Każda bardzo wnikliwie przygotowana. To jak wygląda od kuchni praca twórcza Marii Paszyńskiej?

To połączenie dwóch rzeczy – talentu do słów, który dostałam, i głowy... niedorobionego naukowca. Mam bardzo wnikliwy umysł, taką naukową dociekliwość. Rozwiązywanie zagadek historycznych to dla mnie jedna z najbardziej ekscytujących rzeczy w życiu. W pewnym momencie zapala mi się w głowie żarówka na jakiś temat i muszę o nim wiedzieć absolutnie wszystko. Kupuję więc i wypożyczam książki, zdobywam te nie do zdobycia, oglądam wszystko, co możliwe, słucham audycji radiowych, siedzę w archiwach, rozmawiam z ludźmi, robię, co mogę, żeby zdobyć wiedzę na konkretny temat. Uwielbiam te moje śledztwa historyczne. I wtedy przychodzi do mnie opowieść.

Reklama

Samo pisanie natomiast nie jest najprzyjemniejszym procesem, bo choć ogromnie lubię polszczyznę, to bardzo mnie ona stresuje – jestem w końcu historykiem, opowiadaczem i gawędziarzem, a nie polonistą, więc język polski ma przede mną sekrety... A to jest męczące i stresujące, niestety. Choć może ten proces powstawania kolejnych książek sprawia wrażenie entuzjastycznego, to za tematykę płacę wysoką cenę. Kiedy czasem myślę, że już więcej zła nie może być na tym świecie, to się okazuje, że jeszcze można gdzieś przesunąć tę granicę. To jest przerażające.

Pani opowieści rzeczywiście dotykają bardzo bolesnych kart naszej historii. Tematów czasem nieoczywistych. Dlaczego akurat takie? Chce Pani coś przez nie powiedzieć?

Ja nie do końca wybieram te tematy. To właśnie ta żarówka w mojej głowie, o której mówiłam. Są takie tematy, które są dla mnie bardzo ważne od zawsze, jak choćby getto warszawskie, w którego cieniu niemal się wychowałam, a zaledwie dwa lata temu napisałam o nim powieść. Bo dopiero wtedy poczułam, że to ten moment. Mam wrażenie, że o getcie mówimy wyłącznie w kategoriach śmierci, dlatego zrodziło się we mnie pragnienie, żeby napisać powieść o życiu, które przecież też się tam toczyło. O piekle, w którym ludzie skazani na niebyt, żyli, uczyli się i tworzyli na przekór wszystkiemu, gdzie działały teatry, kluby dyskusyjne – ludzie wciąż mieli pragnienia.

Albo inna sytuacja – jestem fanką Marka Wipsaniusza Agrypy który wygrał bitwę pod Akcjum, ale ta postać mi umyka... To jeszcze najwyraźniej nie ten czas. Nie ma jeszcze we mnie tej opowieści.

Reklama

W tym wszystkim chodzi też o to, żeby czytelnik się czegoś dowiedział, sam zaczął szukać informacji na tematy poruszane w moich książkach. Właśnie w takich momentach mam poczucie sensu. I tu bardzo bliskie są mi słowa, że historia jest najlepszą nauczycielką, która ma najbardziej nierozumnych, nierozgarniętych uczniów, bo ona się cały czas powtarza, a my popełniamy te same błędy.

A dlaczego akurat te historie? Nie znam odpowiedzi na to pytanie...

Może więc to dobry moment, żeby zapytać o miejsce Boga w Pani życiu...

Nie wiem, czy w ogóle to jest jakieś miejsce dodatkowe, czy to jest miejsce, w którym jest wszystko. Nie wyobrażam sobie swojej konstrukcji i w ogóle mojej rzeczywistości bez Pana Boga. On jest Kimś absolutnie najważniejszym, podstawowym. Choć nie jest tak, że myślę o Nim w każdej sekundzie swojego życia. Mam natomiast przekonanie, że jest, że mnie prowadzi i że wszystkiemu nadaje sens.

Reklama

Nie wydaje mi się też, że możliwa jest wolność bez jakichkolwiek ram, tzn. jeżeli nie ma zasad, to nie ma wolności, to jest chaos. Ja rozumiem Chrystusa jako bezgraniczną miłość i miłosierdzie. To właśnie jest moje i to jest moje z wyboru, nie z tradycji. Chodziłam do żydowskiej podstawówki, przeszłam cały kurs islamu, mam sporo znajomych i przyjaciół protestantów, znam ludzi z bardzo wielu religii. I fantastycznie mi się z nimi rozmawia. Wierzę, że Bóg ma do każdego inną drogę, inny język, w którym do niego mówi. Kościół katolicki daje mi spokój, to przestrzeń, która nie pozwala mi się pogubić. Niektórzy pytają, po co mi te wszystkie nakazy i zakazy, a ja w ogóle nie myślę w takich kategoriach. Przecież jakbym chciała, zrobiłabym wszystko po swojemu, tylko że ja nie widzę w tym żadnego sensu. Tu, gdzie jestem, i tak, jak się staram żyć, jest dobrze i to mnie totalnie zachwyca. Więc jestem w Kościele.

Kiedy Pani słucham, między wierszami słyszę jeszcze jedno – zachwyt.

W zeszłym roku usłyszałam takie zdanie: ludzie zachwytu i entuzjazmu są ludźmi Boga. A ja naprawdę mam dar do zachwytu! Czuję, że to, co robię, ma sens, jest czymś dobrym i budującym. Patrzę na mojego męża, moje dzieci i myślę sobie, że są niesamowici. Widzę zupełnie zwykłe rzeczy, wodę, to, że mamy gdzie spać, że niebo jest niebieskie, a krzewy przy bloku pięknie kwitną i musuje we mnie radość... Zdolność do zachwytu nad najprostszymi sprawami to moja supermoc!

Maria Paszyńska

pisarka, autorka bestsellerowych powieści z historią w tle, przez kilka lat felietonistka Niedzieli, a dziś przygotowuje dawne przepisy dla Bliżej Życia z Wiarą

2025-06-10 13:53

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Tata Plus

Czuję się otoczony miłością konkretną, nie sentymentalną. Często słyszymy, że Bóg nas kocha, że jest dobry, a ja doświadczam tej miłości w konkretach. Można tego dotknąć, można to zobaczyć
(Artur, lat 38)

Historię Artura po raz pierwszy usłyszałam przypadkiem. Od koleżanki. Decyzja, by poznać ją bliżej, dotrzeć do Artura i jego bliskich, przypadkowa już nie jest. Jest tylko jedna wątpliwość: czy będą chcieli rozmawiać. Może to wciąż za trudne. Dziś znam ich tylko trochę lepiej, ale jestem pewna, że warto takie rodziny przedstawiać.
CZYTAJ DALEJ

Ochrona nieletnich: drugi raport Komisji, środki naprawcze

2025-10-16 11:44

[ TEMATY ]

Ochrona nieletnich

Komisja Papieska ds. Ochrony Nieletnich

Vatican Media

Nowy przewodniczący Komisji abp Thibault Verny

Nowy przewodniczący Komisji abp Thibault Verny

Dokument opublikowany przez Komisję Papieską ds. Ochrony Nieletnich zawiera wskazówki dotyczące „świadomego słuchania” oraz wsparcia finansowego, psychologicznego i duchowego dla ofiar. Podkreślono potrzebę bardziej przejrzystej komunikacji, publicznego przyjęcia odpowiedzialności przez Kościół oraz uproszczenia mechanizmów zgłaszania wykorzystywania seksualnego.

Operacyjne vademecum sporządzono po aktywnym wysłuchaniu osób, które osobiście doświadczyły wykorzystywania. Są to wytyczne mające pomóc wspólnotom kościelnym we wdrażaniu „środków naprawczych”, śledząc krok po kroku proces zgłaszania skarg i dążąc do jego ogólnego uproszczenia. Wśród wskazówek znalazły się: wstępne wysłuchanie, dostęp do informacji na temat własnej sprawy oraz wsparcie finansowe, psychologiczne i duchowe. Wszystko to poparte przejrzystymi oficjalnymi oświadczeniami, które „uznają wyrządzoną szkodę” i publicznie przyjmują odpowiedzialność. „Nieustanna pielgrzymka” – tak abp Thibault Verny, przewodniczący Papieskiej Komisji ds. Ochrony Nieletnich, mianowany w lipcu przez Leona XIV, określił misję, która nabiera kształtu w II raporcie rocznym na temat polityki ochrony w Kościele katolickim, opublikowanym dzisiaj, 16 października.
CZYTAJ DALEJ

Data ważna dla Polski – rocznica wyboru Jana Pawła II

Św. Jan Paweł II pozostaje obecny w sercach wiernych na całym świecie. Zapamiętany jako człowiek zawierzenia kochający Matkę Bożą, kierujący się miłosierdziem nawet względem niedoszłego zabójcy, ale także jako pielgrzym. Jasnogórski pielgrzym. W częstochowskim Sanktuarium nadal ma szczególne „miejsce”.

O. Józef Płatek, wielokrotny świadek obecności św. Jana Pawła II na Jasnej Górze, nie jeden raz wyrażał swoją wdzięczność wobec Boga za wybór kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Jako ówczesny przełożony generalny Zakonu Paulinów o. Józef podkreślał, że Karol Wojtyła „wyrósł” na zawierzeniu Maryi Jasnogórskiej. On też jako pierwszy z papieży rozpoczął pielgrzymowanie na Jasna Górę. On w roku 1979 zawierzył tu przyszłość Ojczyzny, całego Kościoła jego misji we współczesnym świecie. On jako papież pielgrzymował tu aż sześciokrotnie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję